Dawno temu w Woldenbergu, czyli o polowaniu na czarownice
w promocji turystycznej. Wrocław ma figurki krasnali, a Strzelce mają czarownice, legendy z nimi związane i Basztę Czarownic. Słowem, Strzelce oczarowują. Ktoś zainteresowany tematem bez problemu znajdzie w sieci kilka publikacji na temat strzeleckich procesów o czary. A o Dobiegniewie nic nie ma. Cisza. Czyli co? Nie było ofiar? 17 kilometrów dalej ludzie wierzyli, że opętał ich diabeł,
w szczytowym momencie histerii o konszachty z siłą nieczystą oskarżano około 150 osób, a
w Dobiegniewie mieszkańcy zachowali rozsądek, zimną krew i powściągliwość? Jakoś nie dawałam temu wiary i jak się okazuje, słusznie. Bo w Dobiegniewie też znaleziono czarownicę. Skąd o tym wiem? Ano, od nazistów właśnie.
a Himmler nie jest jedynym czarnym charakterem w niej występującym. Jeżeli jednak oczekujecie opowieści o sabatach w lubuskich lasach i lecących na nie na miotłach (zamiast dymu z komina) diabolicznych oblubienicach, uprzedzam, że nic z tego... Tego nie będzie. Dym i owszem pojawi się, ale raczej taki ... jak nad Birkenau. Ale do rzeczy...
HIMMLER NA TROPIE CZAROWNIC
Oprócz tego, że był twórcą obozów koncentracyjnych, zbrodniarzem wojennym, szefem SS, Gestapo, przewodniczącym Rady Ministrów III Rzeszy i Komisarzem Rzeszy ds. Umacniania Niemieckości, Himmler był też okultystą. I miał obsesję na punkcie czarownic. W 1935 roku powołał specjalną jednostkę H - Sonderkommando, która zajmowała się gromadzeniem, badaniem i katalogowaniem materiałów związanych z procesami czarownic. Powstał unikatowy zbiór na światową skalę obejmujący jednostki archiwalne z Europy, Meksyku, Indii, USA i Turcji. Po wojnie dokumenty zostały odnalezione i umieszczone w Archiwum Państwowym w Poznaniu, gdzie spoczywają do dziś. Wśród tych materiałów znalazły się informacje dotyczące Strzelec Krajeńskich, Gorzowa i Drezdenka. I padło w nich nazwisko dobiegniewskiej czarownicy.
Nie pytajcie mnie, po co Himmlerowi była taka kartoteka i co mu się w chorym łbie uroiło. Plotka głosi, że jakąś z jego krewniaczek spalono na stosie, więc miał pretekst, a przede wszystkim możliwości, żeby prowadzić badania genealogiczne, które miały dowieść wyższości rasy germańskiej nad innymi. Inne teoria mówi, że poszukiwał inspiracji w torturowaniu ludzi, stąd jego fascynacja metodami wymuszania zeznań podczas procesów - nie wiem, czy mu to było potrzebne, radził sobie doskonale i bez tego. Być może, zamierzał wyniki swojego zespołu badawczego wykorzystać w nazistowskiej propagandzie - pokazać, że prześladowane kobiety były strażniczkami jakiejś germańskiej tradycji. Ja myślę, że Himmler po prostu wierzył w istnienie czarownic i szukał na to dowodu. Tak czy siak, zgromadził ogromną ilość materiału, który jest kopalnią wiedzy dotyczącą polowań na czarownice i procesów o czary. Materiał dotyczący Strzelec liczy tam 30 stron i obejmuje lata 1550- 1609. Można jednak śmiało przypuszczać, że ofiar procesów w Strzelcach i okolicach było znacznie więcej niż odnotowanych w tych dokumentach.
LUBUSKIE SALEM
Palenie czarownic w Derenburgu 1555 r.
i krótko, do gara nie było co włożyć, rozrywek też jak na lekarstwo. W dodatku luteranizm chciał na tych terenach się rozgościć na dobre, więc protestanccy duchowni wygłaszali płomienne kazania, w których straszono diabłem. A Luter, dodajmy, też miał obsesję na punkcie czarownic. Owszem, zepsucie kleru zauważył, rewolucję jakąś niby zaczął, ale pogląd na czarownice od katolików przejął. Co więc zrobiłabym w XVI wieku, gdyby mi kury się nie niosły, dzieciaki chorowały, a masło się zepsuło i chłop mnie za to obił? Ano, ani chybi, urok. Sąsiadka była tu wczoraj, a jej masło się nie zepsuło, dzieciaki zdrowe i chłop jej nie bije. Wiedźma, znaczy. Spalić wiedźmę. Albo jako mężczyzna, co bym zrobiła, gdyby poród był nieudany, dziecko nie przeżyło, a matka po porodzie jakaś niemrawa, ciągle płacze i do roboty brać się nie chce? Że co? Jaka depresja? Czary. Kto winien? Akuszerka. Spalić wiedźmę. A niewyleczone choroby? Gradobicia, susze, powodzie, pożary? Wszystko to robota diabła
i czarownic. A w Strzelcach i wsiach okolicznych to tych czarownic namnożyło się straszliwie,
w każdym kącie coś knuły diablice, szkodząc pobożnym ludziom.
a jedna nie przeżyła tortur. Szacuje się jednak, że nie są to pełne dane i ofiar było więcej. Parytetu raczej nie stosowano i większość ofiar to kobiety. Ale odnotujmy to (bo to rzadkość), że i mężczyźni byli w Strzelcach oskarżani. Na szczęście, miasto miało swojego obrońcę. Panie i Panowie, przedstawiam Wam pogromcę czarownic, Jakoba Jahna, burmistrza Strzelec.
JAKOB POGROMCA CZAROWNIC
z uporem maniaka inicjował polowania na czarownice. Zaczął podejrzewać, że wiedźmy dybią na jego zdrowie i życie. Cóż, mógł się obawiać, skrzywdził przecież wielu, a zwłaszcza takich, z którymi miał jakieś zatargi.
ZEZNANIA TRUCICIELEK
W 1587 roku wykryto nowy zamach na życie burmistrza. Może się rozchorował, dostał parcha albo okulał... W każdym razie aresztowano mieszkankę Przyłęgu, która miała spłonąć na stosie. Wyrok nieco odroczono w czasie, bo kobieta podała kilka nazwisk współwinnych, które wzięte na tortury przyznały, że owszem, szkodziły czarami Jakobowi, a jakże. Nawet jakąś miksturę sporządzały, która biedaka pokrzywiła i doprowadziła do okulawienia. Ofiarą oskarżeń padły, między innymi, Else Preske i Anna Strebelow. Zeznały, że osobą, która miała je nauczyć sztuki czarodziejskiej była Talke Quast. Pochodziła z Dobiegniewa i spłonęła tam na stosie kilka lat wcześniej. I tu ją mamy! Czarownica
z Dobiegniewa! Notabene, cała historia kończy się dla oskarżonych w ponury sposób - na stosie.
William Holbrook Beard Piorun i wiedźmy |
JEDNA CZY WIĘCEJ?
Co wiemy o Talke Quast? Prawie nic. Ja nawet nie jestem pewna jej płci (potem wytłumaczę, dlaczego). Pochodziła z Dobiegniewa, spłonęła na stosie przed rokiem 1587, być może w 1581 roku, bo poznańskie akta podają, że wtedy w Strzelcach dwie inne osoby również spłonęły na stosie. Być może przy okazji tej samej sprawy spalono ich więcej. W sieci można znaleźć informację, że w Dobiegniewie spłonęło 5 osób. Problem w tym, że ta informacja powielana jest na zasadzie kopiuj-wklej (uwielbiam), bez podawania przypisów albo chociaż źródeł. W końcu pogrzebałam na stronie woldenberg-neumark.eu. I znalazłam. Otóż zamieszczono tam informację, że w 1581 roku na stosie spalono Gertrudę Kastens, Ursel Zuche, Katarzynę Hickstein, Magdalenę Stolze i .... Uwaga! Pojawia się też Mathes Quast! Autor podaje kilka źródeł, z których korzystał, opracowując kronikę, a ja nie jestem
w stanie stwierdzić, skąd dokładnie pochodzi ta informacja. Ale nazwisko to samo. Tyle że imię Mathes nie jest chyba żeńskie????
Być może kiedyś uda się zweryfikować informacje na temat tych kobiet i ich liczby. Mnie zawsze dręczyło, że są takie bezimienne i nikogo nie obchodzą. Szukając na ich temat informacji, symbolicznie zwracam więc je światu, który obszedł się z nimi w paskudny sposób. Jeśli trafiły na stos, musiały przedtem przejść przesłuchania wymuszane torturami. Zaczynało się od mszy świętej, pojenia wodą święconą i przykrywania chustą w rozmiarze ciała Chrystusa. Eeeee, skąd wiedziano, jak taka chusta ma wyglądać? Jeśli oskarżona nadal nie przyznawała się do winy, golono jej ciało i szukano na nim diabelskich znaków (znamiona, pieprzyki), które nakłuwano. Zakładano, że jeśli kobieta jest czarownicą, to nie będzie w takich miejscach czuła bólu. Potem przychodził czas na pławienie. Obstawiam pławienie, a nie ważenie specjalną wagą, bo jezior u nas dostatek. Krępowano oskarżonej stopy i ręce i wrzucano do wody. Jeśli utonęła, cóż, była niewinna. Jeśli nie, była czarownicą. Trzeba więc było dalej pracować nad jej przyznaniem się do winy. I tu już arsenał środków zależał od pomysłowości torturującego. Od hiszpańskich butów poprzez miażdżenie palców, przypalanie ogniem, rozciąganie, wyrywanie stawów, podwieszanie i inne. Wiemy, że w strzeleckiej katowni nie wszystkie kobiety przeżywały tortury, musiano więc je okrutnie męczyć. A nawet jeśli przeżyły przesłuchania
i tak trafiały na stos.
Jedyną winą tych kobiet było to, że urodziły się w złym miejscu i czasie. Może ich nazwiska podały podczas tortur inne udręczone kobiety, może komuś nie pasowały, bo odstawały od reszty, może ktoś chciał przejąć ich majątek albo im zaszkodzić. Czarownice to z nich były takie, jak za przeproszeniem
z koziego tyłka waltornia. A z czarną magią miały tyle wspólnego, ile ja z lekcjami baletu.
Gertruda, Urszula, Magdalena, Katarzyna i tajemnicza osoba - Talke. Istnienia tej ostatniej postaci
i jej cierpienia jestem pewna.
Źródła:
1. M. Ogiewa - Sejnota, Procesy o czary w Strzelcach Krajeńskich w XVI - XVII wieku.
2. A. Kamieński, Procesy o czary na pograniczu północno-zachodniej Wielkopolski i Nowej Marchii w czasach wczesnonowożytnych.
3. https://niezlasztuka.net/o-sztuce/nie-pozwolisz-zyc-czarownicy-wiedzmy-w-malarstwie/
4. https://www.woldenberg-neumark.eu/
Komentarze
Prześlij komentarz