Zacisze z niezwykłą historią w tle

Zacisze z niezwykłą historią w tle

Zacisze w czasach świetności (zdjęcie z tablicy informacyjnej)

Między Przesiekami a Kuźnicą Żelichowską, w lesie nad rzeczką Szczuczyną znajdują się pozostałości osady Stare Zacisze nazywanej dawniej przez Niemców Waldfrieden. Po stojącym tu pałacu pozostały tylko fundamenty i schody do nieba nazywane w ten sposób przez okolicznych mieszkańców. 
Schody prowadzące w przeszłości do pałacu
Po drugiej stronie drogi również znajdziemy ruiny - fundamenty zabudowań gospodarczych, młyna, kamienny mostek, słupek ogrodzenia ... Słowem, pozostałości folwarku należącego do pałacu. Na wzgórzu uważny obserwator odnajdzie również ruiny cmentarza. W 1945 r. podupadające budynki i pałac rozebrano. 
słupek i fragment ogrodzenia pałacu
kamienny mostek

ruiny cmentarza na wzgórzu


fragmenty fundamentów pałacu

Przed ruinami obiektu ustawione są tablice informacyjne, z których możemy dowiedzieć się więcej o życiu właściciela tego miejsca - pewnego niemieckiego aktywisty. 21 maja 1921 roku posiadłość została otoczona przez żołnierzy Reichswery, a właściciel zamordowany nieomal na oczach czwórki swoich dzieci. Kim był ten człowiek i dlaczego zginął w taki sposób? Komu się naraził?

Hans Paasche

Mieszkał w Zaciszu jeszcze niecałe sto lat temu. Zginął w wieku 39 lat, jednak przedtem zdążył naprawdę wiele zdziałać. Trudno w kilku słowach wyrazić, kim był ten człowiek - prekursorem ruchu wegetarian, rzecznikiem emancypacji kobiet i równości obywateli w każdej dziedzinie życia, filozofem, pisarzem, ekologiem... a przede wszystkim, radykalnym pacyfistą.
W wieku 23 lat po raz pierwszy udał się do Afryki jako oficer nawigacji na statku Bussard.  Brał udział w niemieckiej kolonizacji Afryki i to doświadczenie na zawsze wpłynęło na jego poglądy i osobowość. W 1906 roku w Tanzanii wybuchło powstanie Maji-Maji (w języku suahili woda). Młody Hans został dowódcą wojskowym i miał wziąć udział w pacyfikacji powstańców. Szybko oddelegowano go ze stanowiska, ponieważ rozpoczął na własną rękę pokojowe działania i udzielał pomocy humanitarnej uchodźcom. Jak widać, uderzyło go okrucieństwo kolonizacji - podczas powstania Maji-Maji zginęło aż 375 tysięcy rdzennych mieszkańców Tanganiki i Zanzibaru, podczas gdy straty Niemiec wyniosły kilkunastu żołnierzy. Większość czarnoskórych ginęła jednak nie od kul a z głodu. 
Hans Paasche z żoną Ellen (źródło vimeo.com/56873662)

Po powrocie do kraju wydaje swoją pierwszą książkę - W świetle poranka, w której padają często cytowane słowa: Wojna jest czymś zupełnie innym niż to, czego się o niej uczyliście. Wojna jest czymś, czego nie może być. Stwierdzenie to kłóciło się z niemiecką propagandą. 
W 1909 r. Paasche powrócił do Afryki wraz ze swoją żoną Ellen - tym razem w charakterze etnografa. Po powrocie z wyprawy wydaje kolejną książkę, w której krytykuje kulturę europejską i sposób obchodzenia się Europejczyków z podbitymi koloniami. Już wtedy publicznie deklarował się jako pacyfista, zwolennik życia w zgodzie z naturą i przeciwnik luksusu. 
W czasie I wojny światowej zgłosił się jednak na ochotnika do marynarki wojennej, wierząc, że jego kraj został sprowokowany do działań wojennych, że prowadzi wojnę obronną. Szybko przejrzał na oczy i odmówił wykonania rozkazu, za co go oczywiście zwolniono. Rozpoczął działalność konspiracyjną, która spowodowała, że w 1917 r. oskarżono go o zdradę stanu i kraju. Ze względu na wysokie stanowisko ojca umieszczono go okresowo w zakładzie dla psychicznie chorych, a następnie w areszcie prewencyjnym. Został uwolniony podczas rewolucji przez marynarzy i stał się nieformalnym przywódcą ruchu rewolucyjnego. Osiadł w Zaciszu, niestety jego działania kłóciły się z interesami Republiki Weimarskiej. Paasche był zwolennikiem rozliczenia Niemiec za zbrodnie wojenne, ukrywał w swoim majątku opozycjonistów, krytykował politykę Niemiec. Był na tyle zdeterminowany, że z pomocą francuskich jeńców wojennych powielał pacyfistyczne broszury. Wysyłał okolicznościowe kartki z życzeniami pokoju do członków rządu, nie bał się nawet powiedzieć kilku gorzkich słów na dworze cesarzowej Auguście Wilhelminie. 
Uznano go za jednostkę niebezpieczną i niepożądaną. 21 maja 1920 r. został zastrzelony na terenie swojej posiadłości. Podobno wracał znad jeziora, gdzie lubił się kąpać i mniej więcej w połowie drogi do pałacu otoczyli go żołnierze. 
Został pochowany na terenie swojego majątku. To przed czym zawsze przestrzegał, wkrótce się ziściło - wybuchła II wojna światowa. O międzywojennym aktywiście zapomniano - zarówno w Niemczech jak i w Polsce. Pamięć o nim kultywowała jednak jego córka Helga, która zabrała z Zacisza płytę nagrobną ojca. W końcu Paasche doczekał się również biografii napisanej przez Wernera Lange. 
Dziś w prawdopodobnym miejscu pochówku Hansa Paasche stoi drewniany krzyż z napisem w dwóch językach.
Posiałem więcej, niż zebrałem ...
Grób znajduje się w młodniku sosnowym. Jeśli ktoś ma problemy z jego znalezieniem, warto spojrzeć na mapę, która znajduje się na tablicy informacyjnej przy schodach do nieba. 

Jezioro Głębokie, w którym po raz ostatni zażywał kąpieli Hans Paasche.



Las otaczający Zacisze jest zupełnie inny niż lasy dookoła. Po pierwsze, co chwila między drzewami znajdujemy fragmenty cegieł, ścian, piwnice lub fundamenty. Po drugie, momentami przypomina park, bo w istocie jest fragmentarycznie parkiem otaczającym kiedyś pałac. Po trzecie, wszystko pokrywa tu zielony, puszysty mech i jakieś porosty. Drzewa ponachylane są pod dziwnym kątem i splątane ze sobą. 
W pobliżu malowniczo meandruje sobie Szczuczyna.

Na wzgórzu, w miejscu, gdzie stał pałac, znajdujemy kilka dziwnych wybetonowanych wgłębień. Z miejscami po rurach. 

Hmmm.... Co to było? Pałacowa oczyszczalnia ścieków?

Rozsiane gdzieniegdzie ślady zabudowań. 

A dookoła budzi się wiosna.
W pobliżu schodów znajduje się imponujący klon jawor, który jest zresztą pomnikiem przyrody. Drzewo uznawane jest za najgrubszy okaz tego gatunku stwierdzony na terenie Lasów Państwowych. Obwód pnia przekracza 6 m.

Zacisze to miejsce wyjątkowe. Jest tu malowniczo, nieco tajemniczo i panuje dziwna atmosfera. Dziwna, ale przyjazna. Blisko ruin posiadłości płynie Szczuczyna, możemy przejść przez kamienny, a potem drewniany mostek i znajdziemy się na sympatycznej polanie z drewnianą wiatką. Idealne miejsce na piknik lub przerwę w wycieczce. Jeśli chcecie znaleźć to miejsce, w Przesiekach za barem (jadąc od strony Dobiegniewa) należy skręcić w prawo. Nieasfaltowa droga poprowadzi Was przez las i malownicze stawy prosto do Zacisza (ok. 2,5 km).








Komentarze

  1. Byłam tam już kilkakrotnie . Magiczne miejsce. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ja też lubię tam bywać. Niezwykłe miejsce z niezwykłą historią. Bardzo ładne pod względem krajobrazu. Można tam się zatrzymać i poszukać w lesie śladów zabudowań, młyna, starego cmentarza i grobu ostatniego gospodarza. Można posiedzieć nad rzeczką, zresztą w pobliżu jest wygodna wiata, gdzie można usiąść.

      Usuń
  2. piękny zamek ❤ pisał to nasz przyjaciel z klasy ❤ jesteśmy z niego bardzo dumni ❤rozwijaj się dalej ❤
    przyjacielu

    OdpowiedzUsuń
  3. tle razy przejedżałam nie daleko drpga z kuznicy do Przesiek ,, i nicnie wiedziałam .Nawet nie ma najmniejszej tabliczki pod drogowskazem ZACISZE ,, szkoda ,Ale cieszę sie ,ze cos mnie natchneło aby sprawdzic na mapie ,,zacisze a tu taka niespodzinak ,,Pojade tam na pewno ,Warto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bunkry, cmentarz i inne atrakcje, czyli Stare Osieczno

Śladem pałaców w Szczuczarzu i Dłusku