Śladem pałaców w Szczuczarzu i Dłusku
Dzisiaj post o miejscach, które znajdują się może nie krok, ale dwa kroki od domu :). Aby do nich dotrzeć, trzeba pokonać granicę gminy, nawet województwa, ale znajdują się tylko 22 i 27 km od Dobiegniewa. Miejsca te mogą zainteresować miłośników historii, zabytków lub opuszczonych obiektów.
Zaczęło się od tego, że na mapie wydanej przez Drawieński Park Narodowy przy Szczuczarzu zaznaczono kilka interesujących obiektów. Zawsze mijałam tę wioskę, jadąc w kierunku Człopy i nie widziałam tam nic interesującego poza ogłoszeniem, że do sprzedania są 3 ha parku podworskiego. Ogłoszenie wisi i wisi, a chętny jakoś się nie znalazł. Tymczasem, według mapy, w Szczuczarzu znajduje się nie tylko ten park, ale ruiny pałacu, kostnicy, dawna osada i stanowisko archeologiczne. Całkiem sporo jak na jedną malutką wieś.
Budynki folwarku, który należał do pałacu, widać z drogi. Wyglądają jak wszystkie zabudowania folwarczne w Polsce użytkowane w czasach PRL-u przez spółdzielnie gospodarcze. Są nieco podniszczone i przydałaby się im rewitalizacja.
Po drugiej stronie dawnego dziedzińca lub dworskiego podwórza znajdują się fundamenty równie długiego budynku wypełnione gruzem porośniętym krzakami i drzewkami. Może to były również budynki o funkcji gospodarczej, a może czworaki dworskie. W gruz wbito tabliczkę z napisem: Działka na sprzedaż.
Pałacu jednak ani śladu. Idziemy dalej ścieżką, mijając kolejne budynki gospodarcze. Znajdujemy się na jakimś ogromnym podwórzu. Stoi tu dawny podworski budynek, dzisiaj zamieszkany, bo przed nim suszy się na sznurku pranie, a do jego ścian przymocowano talerze satelitarne. Obok tego ceglanego budynku znajdujemy pozostałości pałacu.
No cóż, nie wygląda to zbyt imponująco... Z całego pałacu została tylko dworska oficyna, czyli skrzydło wjazdowe, do którego prowadził kiedyś podjazd. Jego ślady widzimy jeszcze dzisiaj. Wydaje nam się więc, że to, co widzimy, było rodzajem wystającego bokiem z głównej bryły budynku ozdobnego wjazdu do pałacu.
To mogły być drzwi wejściowe |
Zachowała się rozczulająca kamienna ławeczka |
Oficyna jest podpiwniczona, oparcie tej ławki od drugiej strony musiało pełnić funkcję ozdobnego gzymsu nad drzwiami prowadzącymi do piwnicy. Część podpiwniczenia jest nadal widoczna i dostępna, ale nie ma tam nic ciekawego, poza tym, że ktoś wrzucił tam całkiem sporo śmieci.
Słupek ogrodzenia podjazdu |
Coś wystaje z pozostałości ścian |
Po drugiej stronie znajdujemy jeszcze schody, które pewnie prowadziły od tylnego wyjścia pałacu do parku.
Jak to miejsce wyglądało w czasach świetności, trudno dziś stwierdzić, choć bardzo jestem tego ciekawa. Nie znaleźliśmy starych fotografii pałacu. Informacje o nim dostępne w sieci też są raczej skąpe. Od 1730 roku wieś należała do rodziny Golców. W 1773 roku majątek przejął Georg Sebastian von Golc i wybudował okazałą rezydencję i kościół ewangelicki. Oba obiekty i część wsi nie przetrwały 1945 roku, czyli nie wytrzymały przejścia sowietów. Na terenie parku założono cmentarz rodzinny. W 1806 roku baron von Bevill przejął ten majątek, żeniąc się z jakąś Golcówną. Trafiłam na ciekawą legendę dotyczącą właściciela pałacu w Szczuczarzu, który nie cieszył się dobrą sławą. Podejrzewano go o przynależność do loży masońskiej, praktykowanie czarnej magii i konszachty z diabłem. Baron miał zwyczaj pędzić konno jak szalony przez wieś albo wyrzucać z powozu do rowu woźnicę, jeśli uznał, że ten zbyt wolno powozi. Służba się go bała, bo nieustannie ją kontrolował i beształ. W ogóle leutnant (podporucznik) von Beville wyróżniał się ekscentrycznym sposobem bycia i rozrzutnością. Służący twierdzili, że potrafi być w dwóch miejscach jednocześnie - wyjeżdżał gdzieś z wizytą, towarzyszący mu ludzie mówili, że tam był, a on jednocześnie pojawiał się w pałacu i rugał wszystkich za opieszałe wykonywanie obowiązków. Pewnego razu baron wybrał się do Tuczna z wizytą. Znienacka pojawił się w pałacu i zaczął besztać lokaja, którego wcześniej dotkliwie pobił. Służący chwycił lustro, którym się zasłonił przed agresywnym panem. Odbita w lustrze sylwetka zajaśniała dziwnym światłem i pan zniknął. Następnego dnia do pałacu przyszła wiadomość - jego diaboliczny właściciel zasłabł podczas wizyty, kiedy wznosił toast i wkrótce umarł. tutaj
Spacerujemy po przyległym do budynków folwarcznych parku. Zachowała się aleja, która kiedyś musiała prowadzić do pałacu. Wszystko wskazuje na to, że na terenie parku znajdował się także staw. Co jakiś czas znajdujemy również sterty cegieł, wystający słupek i ślady świadczące o tym, że w parku również znajdowały się jakieś budyneczki.
Aleja parkowa |
Ślady sprzątania terenu |
Jakiś słupek lub kolumna... |
Parkowy staw |
Napis na nim jest nieszczególnie czytelny, ale udaje się odszyfrować słowa: George Sebastian (chyba?) von der Gollz. Daty 1733 - 1807. Czyżby był to nagrobek założyciela rezydencji? Daty na to wskazują. Według mapy, gdzieś powinny się znajdować tutaj ruiny kostnicy, czyli pewnie kaplicy na cmentarzu rodowym. Znajdujemy coś takiego.
Dziwne miejsce - zachowały się fundamenty albo ogrodzenie, które najwyraźniej ktoś wyremontował. Nie ma ani jednej tabliczki, płyty nagrobnej, tylko skromny metalowy krzyż i kamienne podstawy grobów pod krzyże lub płyty. Nie wiemy, z czym mamy do czynienia - cmentarz na fundamentach kaplicy? A może to nie fundamenty, ale ogrodzenie? W każdym razie ktoś dba o to miejsce - sadzi kwiaty, wyrywa chwasty, kosi trawę.
W pobliżu jakiś sympatyczny miejscowy robi wiosenne porządki w ogródku za płotem. Widząc nasze zainteresowanie tym miejscem, pokazuje nam jakiś domek i mówi, że tam pomieszkuje potomek właścicieli pałacu. Kiedy sowieci wkroczyli do wsi od strony Przelewic, miał około czterech lat. Jego ojca, który był oficerem, zabito na terenie majątku. To ów potomek dba o to miejsce, bo tu pochowano jego rodziców. A leżąca w parku płyta nagrobna poświęcona jest jego pradziadkowi. Nie zapytałam tylko, czy mieszka tu na stałe, czy po prostu odwiedza to miejsce co jakiś czas. Zastanawiam się, co czuje człowiek, widząc ruiny dawnej rezydencji i folwarku, które kiedyś należały do jego rodziny? Co myśli, spacerując po parku wystawionym na sprzedaż, bo należącym do kogoś innego ... Z relacji ogrodnika wynika, że obecnie park jest własnością kogoś z Poznania, kto zaadoptował na budynek mieszkalny starą owczarnię obok ruin pałacu. Dba o ten park, regularnie go sprząta i próbuje go sprzedać.
W pobliżu cmentarza znajduje się pomnik porośnięty malowniczo bluszczem. Podobno poświęcony jest mieszkańcom wioski poległym w I wojnie światowej, ale nie zachowała się tablica z inskrypcjami. Widać tylko ślady, gdzie była przymocowana.
Wygląda na to, że po tej stronie wsi znalazłyśmy już wszystko. Potem okazuje się, że nie, bo zaznaczone na mapie stanowisko archeologiczne znajduje się za parkiem. Gdzieś w pobliżu Jeziora Sumite. Do tej pory nie wiemy, co tam właściwie jest. Najśmieszniejsze jest to, że miałyśmy mapę przy sobie, ale żadna na nią nie zerknęła!
Przechodzimy na drugą stronę drogi krajowej przebiegającą przez wieś. Szukamy pozostałości dawnej osady, ale nie znajdujemy nic ciekawego oprócz bardzo malowniczego ewangelickiego cmentarza. O tej porze roku porośnięty jest kwitnącymi na niebiesko cebulicami syberyjskimi. Na tle szarych i bezlistnych jeszcze drzew aż mienią się w oczach.
Nie wiem, czy dawną osadą były gruzy kilku chałup, które mijałyśmy, idąc na cmentarz, czy może powinnyśmy szukać dalej. Wracamy do samochodu i jedziemy do Dłuska, gdzie ...
... w całkiem niezłym stanie zachował się pałac - w jednym kawałku! W dodatku jest opuszczony, nie ma tam restauracji, hotelu i nie ma obrzydliwych tabliczek: Teren prywatny. Wstęp wzbroniony. Skoro nikt nie broni dostępu, to ochoczo tam ruszamy! Pałac usytuowany jest w centralnej części wsi i nie sposób go przeoczyć, tym bardziej, że nie jest zarośnięty, a teren go otaczający jest w miarę zadbany.
Neorenesansowy pałac zbudowano podobno na początku XX wieku. Należał do rodziny Grams. Widać, że ktoś próbował go remontować, ale chyba coś poszło nie tak, bo od kilu dobrych lat nic się tam nie dzieje. Gdzieś w sieci znalazłam też informację, że jest wystawiony na sprzedaż, ale czy to prawda, nie wiem.
Obchodzimy budynek dokładnie z każdej strony. Niestety, jest dobrze zabezpieczony i nie da się wejść do środka. Okna piwniczne są albo zamurowane, albo zakratowane. Drzwi zamknięte, żeby wejść do środka, trzeba wybić szybę, a to byłby już wandalizm. W środku przez zakurzone szyby niewiele widać. Jedyne wejścia znajdują się na niedostępnej dla nas wysokości :)
Stanowczo za wysoko :( |
Najciekawsza część pałacu to ozdobny podjazd obok najwyższej wieży. |
We wsi po bokach drogi prowadzących do pałacu zachowało się wiele budynków folwarcznych w rozmaitym stanie. Niektóre są wyremontowane i zamieszkane, inne popadają w ruinę. W niektórych miejscach natykamy się na pochodzące z czasów PRL-u rady, jak bezpiecznie pracować albo na oryginalne zdobienia, takie jak poniższe.
Czy to znaczy, że tu hodowano byki? I czy to byk? |
Budynki folwarczne |
Pałac w Dłusku warto odwiedzić, zwłaszcza teraz, kiedy trzeba unikać kontaktów z innymi ze względu na możliwość zarażenia wirusem. W Dłusku, oprócz przemykającego rowerzysty, nie spotkałyśmy żywego ducha - nikt nas nie zaczepiał i nie przeganiał. Za to w Szczuczarzu działał osiedlowy monitoring w postaci babuszki, której nie spodobało się, że urwałyśmy kilka odnóży barwinka w pobliżu zarośniętego pomnika. Zaczęła warczeć: Jakbytakażdyprzyjeżdżałizrywałcobytobyło??
Próbowałyśmy tłumaczyć, że to przecież kilka gałązek, w dodatku zielska, które się płoży jak głupie. I przecież nie rwiemy go z czyjegoś ogródka. Życzyłam jej miłego dnia i dużo zdrowia, ale też nie zadziałało. Warczała dalej. No cóż, widać, że na każdym osiedlu i w każdej wsi musi być taka postać - pies ogrodnika, co to sam nie chce, ale innemu nie da. A barwinek posadzę w ogródku, na złość wrednej babie!
Bardzo ciekawy wpis ❤️
OdpowiedzUsuńBedac w Dlusku warto obejsc jezioro.
OdpowiedzUsuń