Ruiny młyna w Starym Osiecznie

  Przejeżdżając przez Stare Osieczno, nie sposób nie zauważyć ceglanego komina wystającego dumnie zza drzew. Sterczy w niebo, sam jeden i nic nie ma dookoła. Teren wokół niego ogrodzony siatką. Co to było? Analiza przedwojennych zdjęć i pocztówek skłania nas ku twierdzeniu, że to był młyn. Na kliku zdjęciach widać jego komin w odległej perspektywie, ale najbardziej przekonująca jest pocztówka przedstawiająca pocztę, szkołę i młyn właśnie (zerknijcie w galerię).

    Wybieramy się zobaczyć, co poza kominem, zostało z młyna. Przełazimy przez dziurę w siatce
i trochę buszujemy w zarośniętych ruinach. Zachował się komin, trochę fundamentów, fragmenty ścian i to wszystko. Na miejscu znajdujemy różnorakie śmieci walające się wśród rozrzuconych cegieł. Mimo wysiłków nie udało się znaleźć tam nic cennego. 








Komentarze

  1. Droga redakcjo młyny z reguły stawiano przy rzekach , budynek o którym tu mowa to pozostałości po tartaku widać to nawet na w/w fotografii z prawej jak i lewej strony można zauważyć sztaple obrobionego drewna. Bardzo fajna inicjatywa kibicuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszamy za błąd i bardzo dziękujemy za czujność. Pewnie takich baboli popełnimy więcej, ale, jak mówią, nie myli się ten, kto nic nie robi. W tym przypadku zasugerowaliśmy się podpisem <muhle< na pocztówce. Dziękujemy za zainteresowanie, miło czuć, że kogoś interesuje nasza działalność. Pozdrawiamy również.

      Usuń
    2. Absolutnie nie ma za przepraszać tak jak mówisz nie myli się ten co nic nie robi, błąd jak najbardziej zrozumiały (btw. tartak po niem. to Sägewerk) a samo muhle było raczej drugą częścią nazwiska "nazwy własnej" mam gdzieś zdjęcia z "góry" poszukam i podeślę, ciekawostką w tym przypadku może być fakt że sama miejscowość Hockzeit (Pl. Ślub) ze względu na swoje nadgraniczne położenie oraz wielkość była brana pod uwagę ( na równi z Dobiegniewem) jako miejscowość do pozostawienia w stanie zastanym po 2 wojnie , niestety jedną z 2 miejscowości trzeba było rozebrać praktycznie w całości i padło na Osieczno, materiały zostały wysłane na odbudowę Warszawy temu też pozostał komin po tartaku zbyt dużo pracy przy rozbiórce i przepalona cegła nie nadawała się do powtórnego użycia, jeszcze raz brawa za inicjatywę życzę dużo chęci na dalsze działanie i eksploracje pozdrowienia.

      Usuń
  2. No właśnie ta nazwa Osieczna - ślub mnie intryguje. Już kilka razy się nad nią zastanawiałam, bo taka nietypowa. A Dobiegniew też ostro na potrzeby Warszawy rozebrano, inna sprawa, że po 27 stycznia 1945 roku niewiele z niego zostało, miasto podobno płonęło przez dwie doby. Faktycznie, jak się patrzy na przedwojenne fotografie Osieczna i porównuje ze stanem dzisiejszym, aż żal serce ściska... W ogóle czasem mam wrażenie, że pisanie o okolicach to często pisanie o czymś, czego już nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nazwa jako nazwa, patrząc na stare mapy część za mostem nazywana była neuhochzeit czyli nowy ślub co w ogóle nie wskazuje na to że nazwa pochodzi od ślubu jako ślubu. Niestety takie czasy były stolice trzeba było odbudować, a sytuacja polityczna wcale nie gwarantowała że taki kształt Polski będzie na lata i wyszło jak wyszło. Na szczęście nie wszystko wywieziono głównie dzięki odpowiedniej postawie nowych mieszkańców (Np. dlaczego dzwony w kościele dalej są na swoim miejscu a nie zostały wywiezione na przetop do "czerwonych przyjaciół") . Z drugiej strony jeśli wszystko przetrwałoby w niezmienionej formie wszyscy by wszystko wiedzieli, a odkrywanie lokalnej historii nie byłoby takie ekscytujące czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. A jest jakaś szczególna historia związana z tymi dzwonami? Jeśli tak, to bardzo o nią proszę. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że nowi mieszkańcy mieli wiele do powiedzenia w kwestii dysponowania hmmm... nazwijmy to dobrem wspólnym. Kiedy czytałam reportaże Grzebałkowskiej na temat ziem odzyskanych, odniosłam wrażenie, że nikt nad niczym nie panował, zwłaszcza na początku zasiedlania, kiedy administracja i prawo właściwie nie działały. A co do historii, nieustannie słyszę jej złośliwy chichot - gdyby nie ona nie włóczyłabym się po lasach, szukając ruin i wściekając się, że tak niewiele zostało. A z drugiej strony strony przecież to uwielbiam. Taki paradoks, a ona chichocze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hochzeit, Neuhochzeit... W mojej świadomości etymologia niemieckiej nazwy Starego Osieczna i nieistniejącego, siostrzanego założenia po drugiej stronie mostu na Drawie, bliższa jest znaczeniu 'wesele' lub 'gody'. Owszem, niemieckiego słowa 'hochzeit' można używać i używa się w stosunku do ślubu (trauung), jednak w znaczeniu ceremonii ślubnej łączonej zazwyczaj ze spotkaniem przy stole, tańcami, zabawą etc. Żeby to 'rozkminić' sięgnąłem nawet do Niemiecko-polskiego i polsko-niemieckiego słownika historycznego; aut. K. Kopiński, J. Tandecki, L. Lewandowska oraz Historii języka niemieckiego; aut. R. Morciniec dla weryfikacji problemu. Uwzględniając takie przesłanki jak bliskość pogranicza polsko-niemieckiego i wzajemnych wpływów słowotwórczych oraz cechy rozwojowe języka niemieckiego, to wniosek zakładający skojarzenie z 'weselem' nasuwa się sam! Osobiście wolałbym jednak mieszkać w Weselu niż Ślubach, ale to kwestia gustu ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Śladem pałaców w Szczuczarzu i Dłusku

Bunkry, cmentarz i inne atrakcje, czyli Stare Osieczno

Zacisze z niezwykłą historią w tle