Mierzęciński duch







 Podobno w pałacu w Mierzęcinie mieszka duch, choć każdy, kto o nim wspomina, zastrzega, że tylko o nim słyszał, a sam nigdy go nie spotkał. Według legendy jest to ostatni pan  pałacu, który po śmierci żony - zmarła przy porodzie - popadł w taką rozpacz, że nakazał ściany jednego z pokojów zamalować czarną farbą i w tym pokoju spędzał całe dnie aż do swojej śmierci. Gdy zmarł, próbowano przemalować pokój, ale bez względu na to, jakiego koloru używano, czerń zawsze była widoczna... Zniszczenie pałacu  i rozszabrowanie go po wojnie tej części klątwy położyły najwidoczniej kres - ale do dziś w samym pałacu, późnym wieczorem, można trafić na prądy bardzo zimnego powietrza, które nie mają nic wspólnego z przeciągami. Człowiek czuje lodowatą, bezbrzeżną rozpacz i aż drży od nieziemskiego chłodu. Tak właśnie nadal pan na Mierzęcinie rozpacza za swoją straconą żoną i dzieckiem... Tyle mówi legenda, ale ze wspomnień bratanka ostatniego pana w mierzęcińskim pałacu, wiadomo, że nie do końca jest zgodna z prawdą. Owszem, pierwsza żona Sigismunda von Waldow, Ulla, zmarła przy porodzie szóstego dziecka, ale po jej śmierci właściciel pałacu ożenił się po raz drugi z nianią swoich dzieci, co rodzina poczytywała jako mezalians. Nowe małżeństwo, jak wspomina jego bratanek, okazał się szczęśliwe. Obecnie ostatni ordynat Mierzęcina wraz z pierwszą żoną spoczywają w parku mierzęcińskim. Ich grób z kamiennym krzyżem i napisem „Miłość nie przemija nigdy” przetrwał do dziś. 

  Na wzmiankę o tej legendzie natknęliśmy się TUTAJ
Weryfikowaliśmy jej prawdziwość na podstawie materiałów zamieszczonych TUTAJ 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bunkry, cmentarz i inne atrakcje, czyli Stare Osieczno

Zacisze z niezwykłą historią w tle

Śladem pałaców w Szczuczarzu i Dłusku